EkologiaKlimatNaturaPrzyrodaŚrodowisko

Ekologia jako dziedzina naukowa, czyli obrona terminu przed nadużywaniem

Ekologia

Czy „ekologiczność” jest w modzie?

Gdyby ktoś pokusił się o przeprowadzenie badań statystycznych nad najczęściej ostatnio używanymi słowami, termin „ekologia”coraz wywodzący się od niego przymiotnik „ekologiczny” mogą liczyć na jedno z pierwszych miejsc.

Zwłaszcza w ciągu ostatniej dekady to określenie odmieniane przez wszystkie przypadki i dodawane do najróżniejszych rzeczowników i czasowników zrobiło zawrotną karierę.

Do powiązania z ekologią przyznają się najdziwniejsi ludzie i najdziwniejsze przedmioty, które stają się w mgnieniu oka „ekologiczne”.

Od pewnego już czasu zauważalny jest trend zmierzający do tzw. „ekologiczności”.

Mamy ekologiczny papier toaletowy i ekologiczne kosmetyki, ekologiczne budownictwo i ekologiczne meble, ekologiczną żywność i ekologiczne rolnictwo i można by to jeszcze uznać za bardzo karkołomny skrót myślowy.

Ale w chwili, gdy jedna z prominentnych osób naszego życia politycznego stwierdziła, że ekologia to ideologia, zrodziły się wątpliwości, czy znaczenie terminu „ekologia” jest społecznie jasne, a chociażby poprawnie rozpoznawane przynajmniej w kręgu ludzi interesujących się otaczającym ich światem.

Ekologia i nadużycia

Jedno jest niezaprzeczalne – wiele osób w świadomy sposób nadużywa słowa „ekologia”.

Kiedy więc używanie terminu „ekologia”staje się nadużyciem?

Po pierwsze, gdy stosowany jest jako synonim skażenia czy dewastacji środowiska lub „ochrony środowiska”.

Ochrona środowiska i związane z nią kształtowanie środowiska jest zespołem środków i działań zmierzających do utrzymania środowiska w stanie zapewniającym optymalne warunki bytowania człowieka.

W takim rozumieniu ochrona środowiska jest więc praktyczną działalnością (prawną, organizacyjną i techniczną) zorientowaną na potrzeby człowieka.

Skuteczna ochrona środowiska musi bez wątpienia respektować zasady ekologii, być im podporządkowana, ale sama w sobie nauką nie jest i nie z jej dorobku wypływają zasady filozofii ekologicznej, która nie stawia człowieka w centralnym miejscu biosfery.

Po drugie nadużyciem terminu „ekologia” jest określanie nim praktyk, które bez rozumienia przynajmniej zasad funkcjonowania układów przyrodniczych stają się wyrwanymi z kontekstu „rytuałami” czy działaniami cząstkowymi, a nawet pozornymi i chcą nimi zastąpić prawdziwe zachowania ekologiczne, które niejako z definicji są działaniami całościowymi.

Na przykład osoba paląca papierosy, która chce jedzeniem „ekologicznej” żywności zażegnać samozanieczyszczenie organizmu i zatruwanie biernych palaczy, czy osoba, która narracją „ekologiczną” zastępuje prace silnika samochodu, aby zmniejszyć toksyczność spalin, żadna z nich nie może zasłużyć na miano osobowości ekologicznej.

Wręcz przeciwnie.

Ekologia a marketing

Ekologia to dziś potężne narzędzie marketingowe mogące czasem wykorzystywać naiwność lub niską świadomość konsumentów oraz narastającą modę na ekologiczne towary.

Czasami produkty tego typu mają niewiele wspólnego z ochroną środowiska czy dbaniem o środowisko naturalne.

Powstał więc termin greenwashing (ekościema), opisujący praktyki związane ze stosowaniem proekologicznych kampanii reklamowych, które nadużywają ekologicznych haseł.

Greenwashing wywodzi się od słów „green” – zielony naturalny, ekologiczny i „whitewash” – wybielać, tuszować.

Nasycenie rynku tzw. produktami ekologicznymi jest ostatnio tak duże, że trudno rozróżnić produkty faktycznie ekologiczne od pro ekologicznego kłamstwa.

Wciąż jesteśmy atakowani ekologicznymi komunikatami. Skąd mamy wiedzieć, które z nich są prawdziwe?

Co tak naprawdę znaczy określenie produktu że jest „100% naturalny”, „przyjazny dla środowiska”, „zawiera produkty pochodzenia naturalnego”?

Niestety zdarza się iż są to tylko puste pojęcia nie pokrywające się z rzeczywistością.

Zapewne dużo łatwiej jest przykleić odpowiednią „ekologiczną etykietkę” niż faktycznie wymyślić i promować produkt przyjazny naturze.

Dlaczego greenwashing wciąż istnieje?

Jedną z przyczyn jest to, iż brakuje regulacji prawnych definiujących co należałoby zaliczyć do greenwashingu, brakuje informacji o oznaczeniach, które mogą stosować producenci spełniający ekologiczne standardy.

Pozostaje bacznie przyglądać się produktom, które chcemy nabyć i czytać opisy na opakowaniach.

Oczywiście ktoś powie, że są to działania pozorne, tyle tylko, że nie do końca, bowiem z całą pewnością umniejszają skalę ryzyka związanego z zakupem produktu quasi ekologicznego.