CzłowiekEkologiaKlimatNaturaPrzyrodaŚrodowisko

Nadzieja umiera ostatnia, czyli co z tym klimatem…

Ostatnia szansa, by powstrzymać klimatyczną katastrofę! - Green Projects
Zmiany klimatyczne

Istnienie naszej cywilizacji jest zagrożone. Jest na ten temat sporo literatury naukowej, która to pokazuje na różnych poziomach – mówi prof. Malinowski.

Pytany o pogodę w Polsce za 50 lat, ekspert stwierdza: latem będą albo długotrwałe fale upałów, albo bardzo silne nawałnice, z gwałtownymi wiatrami, tornadami.

Jeśli pogłębi się kryzys wodny, to zabraknie wody w kranach, a to od razu spowoduje kryzys energetyczny, bo elektrownie też potrzebują wody.

Nawarstwienie tych problemów stanowi poważne zagrożenie – zauważa fizyk. 

W jak bardzo złym położeniu jesteśmy, biorąc pod uwagę skalę kryzysu klimatycznego?

Jesteśmy w tej chwili na krawędzi.

Niewiele brakuje nam do tego, by uruchomić procesy, przerzucające planetę w zupełnie inny stan, do którego ani my, ani przyroda nie jesteśmy przygotowani.

To oczywiście nie zdarzy się z dnia na dzień.

To dlaczego jest to takie niebezpieczne?

Po przekroczeniu pewnego progu ocieplenia włączą się bardzo silne, dodatkowe dodatnie sprzężenia zwrotne.

Wtedy ocieplenie będzie następowało niezależnie od tego, co będziemy dalej robić.

To jest główne zagrożenie.

W ciągu bardzo krótkiego czasu – w skali dostosowania ekosystemu i nas jako cywilizacji – warunki zmienią się diametralnie.

O jakich mechanizmach mówimy?

Jest wiele mechanizmów, które stoją na skraju uruchomienia i które dodatkowo będą emitowały ogromne ilości gazów cieplarnianych do atmosfery, lub tego, że Ziemia będzie pochłaniała więcej promieniowania słonecznego niż do niedawna.

Część tego już widzimy – mam na myśli letni rozpad lodu arktycznego. Jego powierzchnia latem już w tej chwili dwa razy mniejsza, niż była kilkadziesiąt lat temu.

A mówimy o olbrzymim lustrze, które odbija część promieniowania słonecznego, nie pozwalając na dalsze ogrzewanie planety.

Kolejne sprzężenia, które widzimy to emisja gazów cieplarnianych z procesów, które w chłodniejszym klimacie odbywały się w dużo mniejszej skali, albo w ogóle.

Mam na myśli coraz większy zakres pożarów biomasy – zarówno tych powodowanych przez nas, bo chcemy uzyskać ziemię pod uprawę, jak i tych powodowanych przez upały i suszę.

Następny mechanizm, nazywany wręcz bombą metanową, związany jest z możliwością uwalniania gazów cieplarnianych z rozmarzającej tzw. wiecznej zmarzliny, która jest w dużej mierze zamarzniętą materią organiczną.

Ta odkładała się i zamarzała w małych porcjach przez setki tysięcy, a nawet miliony lat, a teraz może się szybko rozmrozić.

W dalszej perspektywie mówimy też o możliwości uwolnienia olbrzymich ilości metanu z tzw. klatratów na dnie oceanów.

„Denialiści nie mają żadnych argumentów naukowych”

Tymczasem w debacie publicznej nadal nie brak głosów, że mówimy o całkowicie naturalnych procesach, na które człowiek nie ma żadnego wpływu.

To akurat głównie negatywna rola mediów. Jest około stu poważnych czasopism naukowych dotyczących nauk atmosferycznych, w których publikuje się wyniki najnowszych badań.

Proszę znaleźć w tych specjalistycznych czasopismach choć jeden artykuł, który jest zgodny z tymi głosami.

Jestem przekonany, że nie ma ani jednego

W ostatnich latach nie ma.

Nasza debata publiczna jest skrzywiona przez nierzetelność przekazywania informacji i stanowiska naukowców.

Wśród fachowców aktualnie zajmujących się klimatem i śledzących aktualne wyniki badań nie znajdzie pan nikogo, kto byłby denialistą klimatycznym.

Denialiści nie mają żadnych argumentów naukowych.

Nauka dostarcza zaś ogromną liczbę argumentów przeciw ich twierdzeniom.

Często nie zauważamy, że w argumentach negacjonistów podważana jest elementarna wiedza.

Nauka o klimacie nie jest wiedzą wymyśloną za biurkiem, ona jest potwierdzana bezustannie trwającymi pomiarami.

W przeciwieństwie do bardzo wielu innych dziedzin wiedzy jest ona jawna.

Dla przykładu, koncerny farmaceutyczne prowadzą wiele badań, ale ich wyniki trzymają dla siebie.

Ogromna część pomiarów klimatycznych, meteorologicznych, oceanicznych jest dostępna dla każdego.

Każdy może sprawdzić wyniki, porównać je między sobą i z teorią, samemu powtórzyć obliczenia – pan, każdy.

Wystarczy wiedzieć, jakie pytanie zadać Google i gdzie kliknąć.

Obawiam się, że duża część denialistów, którzy próbują nadawać ton debacie, raczej woli tego nie sprawdzać

Zdecydowanie.

Często też nie potrafi tego sprawdzić.

To nie znaczy, że to wiedza niedostępna.

Ze względu na wagę problemu naukowcy publikują dane tak, by były powszechnie dostępne i mogły być wielokrotnie weryfikowane i sprawdzane.

Również przez niedowiarków.

„Skutecznych działań jest niestety bardzo niewiele”

Czy istnienie naszej cywilizacji jest zagrożone?

W mojej ocenie zdecydowanie tak.

Jest zresztą na ten temat sporo literatury naukowej, która to pokazuje na różnych poziomach i w różnych perspektywach.

A w którym punkcie jesteśmy?

Czy jest możliwe, że jesteśmy w takim miejscu, że nawet po podjęciu wszelkich możliwych działań, jest już za późno?

To na razie jeszcze bardzo mało prawdopodobne.

Poza tym każde skuteczne działanie odsuwa od nas tę perspektywę, spowalnia zbliżanie się do punktów krytycznych.

Dostajemy szansę na pewien oddech.

Problem w tym, że tych skutecznych działań jest bardzo niewiele.

Co możemy zaliczyć do tych skutecznych?

Przede wszystkim nakładanie podatków na emisję. W krajach, które robią to konsekwentnie, obserwuje się spadki emisji.

To tylko sektorowe, fragmentaryczne działania, ale są one rzeczywiście zauważalne.

Rozwija się spory obszar energetyki nieemisyjnej.

Z jakichś powodów wyłączyliśmy z tego energetykę jądrową, choć wszystkie wskaźniki pokazują, że to najbezpieczniejszy rodzaj energetyki.

Jest też na wielką skalę najmniej wpływający na środowisko, ze względu na bardzo małą ilość odpadów.

To temat na dłuższą rozmowę, dlaczego w tym przypadku głos rozsądku się nie przebija w opinii publicznej.

Jest mnóstwo osób, które bardzo się boją.

Przez analogię: mnóstwo osób boi się latać samolotem, choć to zdecydowanie najbezpieczniejszy środek transportu.

Przechodzenie przez jezdnię, czy jazda samochodem nie są uważane za niebezpieczne, mimo nieporównywalnie większego ryzyka.

Ale akurat w przypadku latania dochodzi aspekt szkodliwości dla środowiska, który w przypadku energetyki jądrowej jest nieporównanie mniejszy.

„Powinniśmy zakazać budowy domów innych niż zeroemisyjne”

Co powinniśmy zrobić, by zwiększyć naszą szansę na uratowanie planety i cywilizacji?

Najważniejsza rzecz to energooszczędność. Zmniejszanie i racjonalizowanie wykorzystywania dostępnej energii.

Kolejne to wszystkie nieemisyjne źródła energii, w tym wspomniana energetyka jądrowa.

Z punktu widzenia czystej fizyki i termodynamiki najlepszą rzeczą jest pozyskiwanie energii ze słońca.

Niestety, każdy sposób pozyskiwania energii ma swoje mankamenty.

Akurat w przypadku energii słonecznej zostawiamy sporo odpadów.

Na razie jest ich jeszcze niewiele, bo energia słoneczna stanowi bardzo mały procent produkcji energii.

Po drugie możemy pozyskiwać energię tylko wtedy, gdy świeci słońce.

W krótkie zimowe dni, gdy mamy grubą warstwę chmur, ilość energii, którą możemy pozyskać, jest bardzo niewielka.

Energetyka wiatrowa ma swoje zalety, jest drugim najbezpieczniejszym i najmniej emisyjnym źródłem energii, zaraz po, albo nawet na równi z energetyką jądrową.

Ale dostarcza energii kiedy wieje wiatr, a bezwietrzne sytuacje są całkiem częste.

Do tego to jednak bardzo duża ingerencja w krajobraz i środowisko.

Wielkie wiatraki mają wpływ nawet na cyrkulacje atmosferyczne, nie wspominając o ptakach, owadach czy nietoperzach.

A że wiatraki nie są wieczne, mówimy znowu o ogromnych ilościach odpadów, bo to urządzenia narażone na wiele czynników, które je niszczą.

Nad wspomnianymi dwoma źródłami odnawialnymi trudno jest panować, co rodzi kolejny problem, który jest trudny do rozwiązania i niesie za sobą odpady i koszty środowiskowe – czyli magazynowanie energii. Są podstawy fizyczne, które mówią, że go łatwo nie rozwiążemy.

Pojemność baterii nie wzrosła jakoś znacząco, odkąd je wynaleźliśmy.

Trochę wzrosła, ale cały czas jest to energia o niskiej gęstości, nawet w porównaniu z paliwami kopalnymi. Stąd potrzebujemy bardzo dużej masy baterii, by przechować niewielkie ilości energii.

Ale i tak najgorsza rzecz, którą robimy, to to, że marnujemy ogromną część energii, którą pozyskujemy. To największe pole do poprawy, tyle że zmiana stoi w jawnej opozycji do naszych przyzwyczajeń.

Trudno to zmienić.

Co moglibyśmy zrobić „na szybko”, by poprawić efektywność wykorzystywania energii?

Zakazać budowy innych domów, niż zeroenergetyczne.

Mamy technologie, które są niewiele droższe od konwencjonalnych, ale ta różnica w cenie szybko się zwraca, bo koszty eksploatacji są nieporównywalnie mniejsze.

Co jeszcze?

Natychmiast narzucić coraz ostrzejsze normy emisji dla nowych samochodów.

To szybko doprowadziłoby do zmniejszenia masy i wielkości aut.

Obecnie prawie całą energię w samochodach zużywamy do tego, by ten pojazd rozpędzić i zahamować, a nie po to, żeby przewozić rzeczy.

W przypadku tej zmiany ucierpiałoby jedynie ego właścicieli.

Kolejna rzecz, która szokuje i którą należy zmienić. Ostatnio dowiedziałem się, że od początku XXI wieku ilość tekstyliów wyprodukowana na jednego mieszkańca Ziemi podwoiła się.

Z czego jedna trzecia idzie na przemiał, bo nie zostaje sprzedana.

A te wszystkie tekstylia to najgorszy rodzaj mikroplastiku, nawet w naturalnych włóknach jest domieszka włókien sztucznych w postaci „mikro”.

Przemysł tekstylny mocno wpływa na emisję gazów cieplarnianych?

To przykład dramatycznego wzrostu naszego nacisku na środowisko.

Jeśli idzie o klimat, to efekt nie jest może spektakularny, za to trudny do pominięcia jest wpływ tego przemysłu na bioróżnorodność, której utrata jest dla nas równie poważnym zagrożeniem jak globalne ocieplenie.

Jeśli zaś chodzi o emisję gazów cieplarnianych, zaskakująco duży procent emisji to coraz mniej zdrowa dieta.

Mięso…

Przede wszystkim.

Mięso ma największy ślad środowiskowy, a jego spożycie na obywatela świata szybko rośnie.

Te i inne konieczne ograniczenia nie są łatwe.

Problem w tym, że cała nasza ekonomia jest niestety oderwana od procesów przyrodniczych, od których zależy nasze życie fizyczne, a koszty środowiskowe, które dotykają nas wszystkich, a jeszcze bardziej dotkną nasze dzieci.

Nie są właściwie odzwierciedlone w cenie produktu. Jest takie, prawdziwe, powiedzenie: nie ma darmowych obiadów.

Z punktu widzenia systemu gospodarczego spora część naszej konsumpcji wydaje się darmowa.

Ale to się kończy, a koszty narastającego „kredytu środowiskowego” szybko przekroczą nasze możliwości spłaty.

„Kryzys wodny zaczyna być widoczny prawie wszędzie na świecie”

Jakie skutki kryzysu klimatycznego widzimy już teraz?

Największym skutkiem w skali świata dostrzeganym przez nas są gwałtownie rozwijające się procesy migracyjne, które prowadzą do destabilizacji życia społecznego.

Druga rzecz, którą widzimy bardzo dobrze u nas to kryzys wodny, który zaczyna być widoczny nie tylko w Polsce.

Zresztą jego skutkiem są wspomniane migracje i występujące w coraz większej liczbie krajów niestabilności społeczne, mogące prowadzić do wojen.

Następstwem kryzysu wodnego są też coraz częstsze wielkie pożary, jak ten w Australii czy teraz na zachodnim wybrzeżu USA.

W dodatku kryzys wodny to nie tylko susze, ale też powodzie.

Z tym że powodzie są raczej krótkotrwałe, w odróżnieniu od suszy.

Kryzys wodny związany jest ze zmianą klimatu i stosunków wodnych.

Klimat jest wielką maszyną parową, duża część przepływów atmosferycznych jest napędzana właśnie obiegiem wody.

To dotyka nas bezpośrednio – nawet jeśli nie spoglądamy za okno i nie zauważamy zmian, może nam zabraknąć wody w kranie, albo zalać piwnicę czy mieszkanie.

A jakich skutków możemy się spodziewać jeśli będziemy się ociągać z ograniczaniem emisji?

Myślę o zdarzeniach, którymi nie będziemy obciążać tylko przyszłych pokoleń, ale też o tych, których sami będziemy mogli doświadczyć za naszego życia.

W tym roku nam się upiekło, nie było takiej fali upałów jak w zachodnich Stanach Zjednoczonych czy na Syberii.

Rok i dwa lata temu mieliśmy namiastki takich upałów w Polsce, szczególnie w miastach.

Przy temperaturach powyżej 35 stopni i powyżej 25 stopni w nocy, trwających powiedzmy dwa tygodnie, rośnie śmiertelność, rośnie zagrożenie kryzysem wodnym i kryzysem energetycznym, spada wydajność pracy i komfort życia.

A prawdopodobieństwo takich zdarzeń w Polsce rośnie i to rośnie gwałtownie.

Kolejny kryzys, który jest bardzo bliski, a o którym praktycznie wcale nie mówimy, to kryzys żyzności gleb.

Rolnictwo jest niezwykle wydajne i działa już tylko dlatego, że jest sztucznie zasilane.

Ale powtarzające się okresy suszy, zwłaszcza te wiosenne, powodują niesamowitą degradację gleb.

Już kilka razy pisało się o burzach pyłowych w Polsce.

Degradacja gleb jest zauważalna w skali globu i grozi brakiem żywności.

Teraz wydaje nam się to niemożliwe, bo mamy pełne półki w sklepach.

Ale ceny żywności już zaczynają rosnąć – może z wyjątkiem mięsa, którego produkcję cały czas dotuje się najsilniej.

Jeśli pogłębi się kryzys wodny, to zabraknie wody w kranach i szybko spowoduje kryzys energetyczny.

Bo niektóre elektrownie potrzebują wody do chłodzenia, a przy falach upałów pojawia się problem z przesyłem prądu.

Rośnie też zapotrzebowanie na chłodzenie nie tylko w dzień, kiedy jest energia z fotowoltaiki, ale i w nocy.

Nawarstwiają się kolejne problemy – każdy z osobna byłby do rozwiązania, ale w kombinacji stanowią poważne zagrożenie.

Jaka będzie pogoda w Polsce za 50 lat? Przy założeniu najgorszego scenariusza

W sezonie zimowym mało prawdopodobne są silne mrozy, zima będzie łagodna.

Ale pogoda paskudna, mało słońca, duże zachmurzenie.

Do tego od czasu do czasu bardzo silne, orkanowe wiatry.

I jeszcze kompletny zanik lodu na jeziorach, brak śniegu poza najwyższymi partiami gór.

Ogólnie jednak pogoda zimowa nie będzie wielkim zagrożeniem, może poza małą ilością opadów, co spowoduje problemy w kolejnych porach roku.

Natomiast latem będzie znacznie ciekawiej. Będą albo długotrwałe fale upałów, albo bardzo silne nawałnice, z gwałtownymi wiatrami, tornadami.

Będzie taka przeplatanka – jeden rok bardzo gorący i bardzo suchy, drugi z „atrakcyjnymi” zjawiskami, kolejny to pomieszanie jednego z drugim.

Ale i tak powinno być lepiej niż w innych częściach świata.

Czy grozi nam zatem zalew uchodźców klimatycznych?

W pewnym sensie nam grozi. Tylko że to będzie zupełnie inna wędrówka ludów, niż ma miejsce w obecnych czasach.

Teraz cześć uchodźców dociera do Europy bardzo różnymi drogami, bo ma ku temu możliwości.

W przyszłości może być trudniej dotrzeć, a uchodźców będzie znacznie więcej.

Na pewno z punktu widzenia humanitarnego i etycznego sytuacja będzie bardzo zła. Nie do końca wiadomo jakie rozwiązania znaleźć.

Mówimy o uchodźcach z różnych miejsc: przede wszystkim Afryki, ale też z Bliskiego Wschodu czy Indii, które są w bardzo trudnym położeniu pod względem klimatycznym.

Czy zmiana podejścia i zwiększenie świadomości ekologicznej nas wszystkich może wpłynąć na zmniejszenie skutków kryzysu?

W krajach demokratycznych postawy indywidualne wpływają i na kraje i na sposób rządzenia.

Postawa pojedynczego człowieka ma oczywiście niewielkie znaczenie, ale szeroka zmiana postaw to już inna skala.

Tu łatwo o przykład w drugą stronę. Mówi się, że najgorszą rzeczą, jaką zrobiono dla klimatu była popularyzacja serialu „Dynastia”, wzorca nieograniczonej konsumpcji.

Zbudowanie pozytywnych wzorców, które będą przynosić nam satysfakcję i nie niszczyć środowiska, no i rozpropagowanie ich równie skutecznie jak przez ten serial mogłoby ograniczyć kryzys.

Czy mamy jakiekolwiek przesłanki, by wierzyć, że uda nam się zapobiec katastrofie?

Obiektywne przesłanki są.

Daje się wyliczyć, że to jest możliwe.

To najmocniejsza możliwa przesłanka.

Problem polega na tym, że to niewygodna prawda.

Możemy zapobiec nadciągającej katastrofie, ale będzie to od nas wymagało wyzbycia się wielu przyzwyczajeń.

To wcale nie oznacza, że dojdzie do obniżenia jakości czy długości naszego życia, choć musi się zmienić jego styl.

Niekoniecznie najlepszym sposobem dowartościowywania się jest posiadanie wielkiego SUV-a czy częste zakupy w butikach.

Źródło: onet.pl