Ocieplenie klimatu stało się faktem
Wydaje się, że już tylko najwięksi sceptycy dyskutują czy średnia temperatura na Ziemi się zwiększa.
Wiele zamętu powodują doniesienia nieraz podpisane przez utytułowanych luminarzy nauki, że to nie człowiek jest tego przyczyną.
Nie ma tu miejsca na szerszą dyskusję, należy jednak przyjąć, że istnieją poważne, naukowo sprawdzone dowody na to, że to człowiek emitując do atmosfery ogromne ilości CO2 i innych gazów naruszył delikatną równowagę obiegu węgla w przyrodzie i spowodował zmiany klimatu.
Może to powodować częstsze susze, katastrofalne powodzie lub huragany, podnoszenie się poziomu mórz i oceanów i wiele innych efektów. Jest więc teraz rolą człowieka by skutecznie temu zapobiec.
Co należy jeszcze zrobić?
Uważa się, że należy utrzymać wzrost średniej temperatury poniżej 2 st. C, a jest to możliwe pod warunkiem, że powstrzymamy wzrost emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, a do roku 2050 zredukujemy tę emisję o 50%.
Pojawiły się nawet oczekiwania powstrzymania ocieplenia na poziomie 1,5 st. C, co wiązałoby się z 85% redukcją emisji w 30 lat.
Jest jeszcze drugi, nie mniej ważny element, mianowicie ochrona lasów, które są najtańszym, bo naturalnym sposobem redukcji poziomu CO2 w atmosferze.
Człowiek spala paliwa kopalne, tj. węgiel, ropę i gaz, by wyprodukować energie elektryczną i ciepło, a także by móc podróżować i transportować towary.
By była możliwa skuteczna walka z globalnym ociepleniem, konieczna jest zmiana sposobu gospodarowania zasobami.
Począwszy od najsilniejszych światowych gospodarek, należy rozpocząć budowanie gospodarki niskoemisyjnej polegającej na stopniowym odchodzeniu od paliw kopalnych na rzecz energii słońca, wiatru, wody i spalania biomasy.
Wydaje się, że bez paliw kopalnych świat na razie jednak się nie obejdzie i jeszcze przynajmniej przez dziesięciolecia całkowite zastąpienie ich innymi nie będzie możliwe.
Jeżeli zatem rozwijać energetykę opartą na węglu, to taką, by była ona niskoemisyjna.
Oznacza to wzrost sprawności bloków energetycznych, mówiąc wprost, by z tony węgla, ropy czy gazu produkować jak najwięcej energii elektrycznej i ciepła.
Tu wiele do powiedzenia ma technika.
Oczekuje się rozwoju technologii tzw. czystego węgla, które będą emitować mniej CO2 i innych zanieczyszczeń w porównaniu z obecnymi technikami prostego spalania.
W końcowej fazie eksperymentu są tzw. instalacja CCS umożliwiające wychwytywanie dwutlenku węgla ze spalin.
Gaz ten może być następnie skroplony i wtłoczony głęboko pod ziemię do warstw geologicznych, skąd poprzednio wydobyto gaz ziemny, lub ropę i tam składowany bezpiecznie.
To jednak na razie drogo kosztuje i obniża sprawność wytwarzania energii, więc jest spore grono sceptyków.
A gospodarka niskoemisyjna wymaga znacznych nakładów inwestycyjnych.
Jej wprowadzenie jest jednak konieczne, i to w skali świata.
Nowy ład ekonomiczny
Na naszych oczach zmienia się światowa konfiguracja potęg gospodarczych świata.
Do gry weszły Chiny, Indie czy Brazylia, które rozwój w ogromnej mierze zawdzięczają nie tylko taniej sile roboczej i dostępowi do surowców, ile gospodarce innowacyjnej.
Wyciągnęły one wnioski z sukcesu gospodarczego, jaki stał się niegdyś udziałem Japonii, Tajwanu czy Korei Południowej.
Ogromnym ułatwieniem jest tu globalizacja gospodarki, znoszenie barier celnych i dostęp do transferu wiedzy.
Tzw. stare potęgi gospodarcze, jak USA, Japonia i Europa, nie wytrzymują tej konkurencji i coraz to nowe gałęzie przemysłu lokują swe zakłady w Chinach i Indiach.
Ma to jednak ogromny wpływ na ochronę klimatu, bowiem największe potęgi gospodarcze są zarazem największymi emitentami gazów cieplarnianych.
Koszty transformacji energetycznej
Dynamika wzrostu emisji CO2 pokazuje, że za sporą jego część odpowiedzialne są właśnie „gospodarki wschodzące”.
Ich przywódcy domagają się od światowej społeczności zaakceptowania tej sytuacji, powiadając, że za zagrożenie klimatu historyczną odpowiedzialność ponoszą kraje rozwinięte.
One zatem powinny w lwiej części ponosić koszty zmniejszania emisji gazów cieplarnianych i transferu technologii niskoemisyjnych.
Jest nie do uniknięcia, że konkurowanie gospodarek odzwierciedla się w stanowiskach negocjatorów w rozmowach o nowym porozumieniu międzynarodowym.
Amerykanie mówią o „porównywalności wysiłków redukcji emisji”, chcąc, by wszystkie kraje zgodziły się na jednolity sposób pomiaru, weryfikacji danych i sprawozdawczości wielkości emisji.
Z kolei Chińczycy i Hindusi nie są zbyt chętni, by równoważyć wysiłki, dużo mówią natomiast o konieczności hojnego udziału finansowego krajów rozwiniętych w budowie „zielonych gospodarek” w krajach rozwijających się.
Oba kraje zgodnie z ramową konwencją ONZ w sprawie zmian klimatu kwalifikują się do grup krajów rozwijających się, są zatem uprawnione do pomocy ze strony krajów rozwiniętych.
Te ostatnie z kolei kwestionują taki podział archaiczny. USA nigdy nie ratyfikowały protokołu z Kioto i czując na plecach oddech Chin, nie kwapią się i teraz do jakichś istotnych zobowiązań.
Chiny są największym producentem węgla kamiennego na świecie, emitują też najwięcej dwutlenku węgla.
Protokół z Kioto nie nakłada żadnych ograniczeń emisji na ten kraj, dlatego sprzeciwia się on kolejnemu porozumieniu, ustalającemu nowe limity.
Pozycja Europy
Jeśli nie Chiny ani USA, to tylko Unia Europejska może stać się liderem prac nad nowym porozumieniem klimatycznym.
Europa sama demonstruje przy tym gotowość do ambitnych działań zmierzających do budowy gospodarki niskoemisyjnej opartej na innowacjach, słusznie upatrując w ochronie klimatu szansy na zbudowanie przewagi konkurencyjnej w zmieniającym się świecie.
Choć na razie nieoficjalnie, Komisja Europejska nie kryje zamiaru jednostronnego podwyższenia celu redukcyjnego w 2020 r. z uzgodnionych 20 do 30 proc., a w horyzoncie kolejnych 30 lat nawet do 50%.
28 listopada 2018 r. Komisja przedstawiła długoterminową strategiczną wizję dobrze prosperującej, nowoczesnej, konkurencyjnej i neutralnej dla klimatu gospodarki do roku 2050.
Strategia pokazuje, w jaki sposób Europa może przewodzić w dążeniu do osiągnięcia neutralności klimatycznej poprzez inwestycje w realistyczne rozwiązania technologiczne, wzmocnienie pozycji obywateli i dostosowanie działań politycznych w ważnych obszarach, takich jak polityka przemysłowa, finanse i badania naukowe.
W takim procesie transformacji ważne jest również zagwarantowanie sprawiedliwości społecznej.
Neutralność klimatyczna w perspektywie 30 lat
Zgodnie z życzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej przedstawiona przez Komisję wizja przyszłości neutralnej dla klimatu obejmuje prawie wszystkie dziedziny polityki UE i jest zgodna z celem porozumienia paryskiego, jakim jest utrzymanie wzrostu temperatury znacznie poniżej 2°C i próba obniżenia tego wzrostu do poziomu 1,5°C.
Rzecz w tym, że koszt przejścia do gospodarki niskoemisyjnej jest ogromny i nie jest taki sam dla poszczególnych gospodarek. Polska również chce budować swoją gospodarkę niskoemisyjną, niestety na swój sposób.
Polska odmówiła zobowiązania się do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 r.
To ryzykowna zagrywka premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie pieniędzy z unijnego budżetu.
Prezydent Francji Emmanuel Macron „pogroziła nam palcem” i zagroził utratą miliardów euro.
Przywódcy krajów UE wyznaczyli dla całej wspólnoty cel neutralności klimatycznej w 2050 r., ale z zastrzeżeniem, że „jeden kraj członkowski na tym etapie nie może zobowiązać się do wdrażania tego celu”, a szczyt wróci do tematu w czerwcu 2020.
Nawet jak na żargon brukselski to nie lada sztuczka, która pozwoliła nowemu szefowi Rady Europejskiej Charlesowi Michelowi ogłosić „porozumienie” w sprawie klimatu, choć Polska się uchyliła.
A po brexicie będzie piątym co do wielkości krajem wspólnoty.
Pieniądze na transformację energetyczną
Rada Europejska na swym grudniowym szczycie UE, jak zawsze na zasadzie konsensusu (a zatem za zgodą Polski), zatwierdziła „cel polegający na osiągnięciu przez UE neutralności klimatycznej do 2050 r.”
Jednocześnie odnotowała, że „na tym etapie jedno państwo członkowskie nie może zobowiązać się do realizacji tego celu. Rada Europejska wróci do tej kwestii w czerwcu r. 2020”
To ze strony Polski zagrywka w sprawie pieniędzy głównie z nowego unijnego budżetu.
Gdyby Polska na dobre odmówiła wdrażania celów klimatycznych, teoretycznie pozostałe państwa musiałyby wziąć na siebie większy ciężar – zrekompensować emisje w Polsce i doprowadzić do neutralności Unii jako całości.
Dlatego polscy negocjatorzy liczą na „marchewki”.
Skoro reszcie Unii zależy, by różnica między wysiłkiem redukcyjnym Polski i reszty była jak najmniejsza, będzie gotowa więcej płacić.
Część płatników już jest niezadowolona.
Bruksela nawet bez oficjalnego zatwierdzania nowych celów już jest w stanie podbić cel redukcyjny do ponad 50 proc. w 2030 r., więc pozycja Polski jest słaba.
Emmanuel Macron w grudniu ostrzegał, że Polska może stracić dostęp do wsparcia z „mechanizmu sprawiedliwej transformacji”, o ile nie poprze neutralności klimatycznej.
Finansowanie Zielonego Ładu to także reforma zasad legalnego wsparcia państwa dla przemysłu, by ułatwić Unii odchodzenie od emisji gazów cieplarnianych.
Pomoc publiczna jest w UE ściśle regulowana, by nie za bardzo zaburzać grę wolnorynkową.