CzłowiekEkologiaGospodarkaKlimatNaturaPrzemysłPrzyrodaŚrodowisko

Zanim będzie za późno

Kryzys klimatyczny

Globalne ocieplenie

Bez naszej pomocy Ziemia nie poradzi sobie sama z globalnym ociepleniem.

Ale to nie znaczy, że wszyscy musimy nagle wywrócić swoje życie do góry nogami.

Wystarczą minimalne, właściwie nieodczuwalne zmiany, a każdy z nas przyczyni się do umniejszania presji na środowisko naturalne.

Cały rok segregujesz śmieci, latem jeździsz do pracy rowerem, zima tramwajem, a na zakupy chodzisz z płócienna torbą.

Zastanawiasz się dwa razy, zanim kupisz nową sukienkę, bo wiesz, że kupowanie ubrań oznacza generowanie śmieci.

Poświęcasz czas i energię na przebudowanie swojego sposobu myślenia i życia tak, aby było etyczne, aby nie zatruwać bezmyślnie środowiska, ograniczając swój ślad węglowy.

Ale wystarczy, że kupisz bilety lotnicze na wakacje na drugim końcu świata, żeby ktoś życzliwy skomentował to krótkim, negatywem.

Bo przecież teoretycznie jedna podróż samolotem do Tajlandii to większa krzywda dla naszej planety niż codzienna jazda samochodem do pracy i te kilkadziesiąt reklamówek, które zużyjesz w ciągu roku na zakupy.

Czy to oznacza, że cały twój wysiłek idzie na marne? Po co się starać, jeśli przekreśla to jedna podróż samolotem? Ale czy naprawdę przekreśla?

Każdy z nas ma coś na sumieniu

Otóż wydaje się, że nie, bowiem każdy z nas ma coś na sumieniu.

Nie jemy mięsa, ale nosimy skórzane buty.

Sprzedaliśmy samochód i używamy roweru, ale latamy samolotem i kupujemy ubrania w tanich sieciówkach, uszyte w łamiących prawa człowieka fabrykach w Bangladeszu. I tak dalej, i tak dalej.

Często podświadomie szukamy argumentów, które nas usprawiedliwią i zwolnią z obowiązku myślenia o tym, jaki świat zostawimy następnym pokoleniom.

A przecież nie wszyscy muszą się zmieniać w 100%. Jeżdżąc rowerem, zachęcamy do tego innych.

Ograniczając spożycie mięsa, dajemy jasny sygnał swojemu najbliższemu otoczeniu To jest dużo. Dyskomfort, który odczuwamy, zmieniając swoje nawyki, szybko może przerodzić się w satysfakcję.

Nie zapominajmy, że zwierzęta hodowlane razem z ludźmi, stanowią dzisiaj 96% wszystkich ssaków na ziemi.

W celach spożywczych hoduje się dziś na świecie 70 miliardów zwierząt.

Hodowla pochłania coraz większe połacie ziemi, lasy są wycinane po to, żeby powstawać mogły kolejne pastwiska.

Przemysłowe hodowle mają druzgocący wpływ na naszą atmosferę – rocznie emitują tyle samo gazów cieplarnianych co wszystkie samochody i samoloty świata.

Według naukowców redukcja ilości spożywanego mięsa jest dla środowiska pilniejsza, niż ograniczenie transportu. I nie chodzi o to, aby od razu przechodzić na weganizm, bowiem na świecie coraz popularniejszy staje się fleksitarianizm, czyli dieta polegająca na ograniczaniu spożycia mięsa.

Sceptycy twierdzą, że na ratowanie świata jest już za późno, a nawet jeśli nie, to pojedynczy człowiek nie zatrzyma procesu globalnego ocieplenia.

Zamożni troszczą się o to, żeby marchewka na ich stole pochodziła z ekologicznej uprawy, ale z drugiej strony i tak, jak my wszyscy, oddychają skażonym powietrzem.

Gdy na początku r. 2018 Polskę zasnuł smog, liczba zgonów wzrosła o jedną czwartą w porównaniu do tego samego okresu roku poprzedniego.

Z jednej strony mamy marazm, zniesmaczenie biernością polityków, skalą zniszczeń i poczucie, że nie mamy szans niczego zmienić w walce z potężnym przeciwnikiem, jaki są np. wielkie koncerny paliwowe.

Z drugiej jednak strony zobaczmy, jak wiele osiągnęliśmy działalnością maluczkich, którzy w toku dziejów doprowadzili do ogromnych zmian.

Tak było z emancypacją kobiet, równością ras, prawami człowieka.

Jeśli spojrzeć na to z dystansu, nie do wiary, że to wszystko się udało. Możemy być dumni z ludzkości.

Dlatego jest nadzieja, że nie wszystko stracone. Jednak dużo ważniejsze od patrzenia na etykiety proekologicznych towarów jest patrzenie na ręce politykom.

Musimy bowiem od nich żądać realnych działań na rzecz środowiska.

To tylko koniec świata

Jasne, że nie wszystko zależy od nas. Ale przecież wiele już udało się zrobić.

Zjawiska, które stosunkowo niedawno wydawały się nie do odwrócenia, cofają się pod naszym wpływem.

Jeszcze kilkanaście lat temu Bug czy Wisła były ściekami, w których zamiast ryb pływały plastikowe butelki i żółta pieniąca się ciecz z elektrowni.

Dzisiaj latem można się w tych rzekach bezpiecznie wykąpać.

Londyn, w którym kilkadziesiąt lat temu potężny smog w ciągu kilku miesięcy zabił 11 tys. osób, dziś dzięki ograniczeniu w ruchu samochodów osobowych cieszy się najczystszym powietrzem od stu lat.

W największych miastach w Polsce też mamy już elektryczne autobusy, ograniczone strefy parkowania, zakaz palenia węglem i coraz więcej mówi się o kolejnych krokach, które ograniczą skażone powietrze.

O konieczności natychmiastowych zmian wspólnie mówią ONZ, Unia Europejska i Bank Światowy.

To dobry znak. Jest wiele do zrobienia, ale drogi są wytyczone, trzeba tylko zacząć nimi iść.

Ile mamy czasu na zmiany?

Czasu na zmiany jest coraz mniej, a cudownego rozwiązania technologicznego nie widać.

Naukowcy obliczyli, że za 30 lat Ziemia nie będzie wyglądała tak, jak dzisiaj, a wielu zmian nie da się już zatrzymać. Ocieplenie klimatu niesie za sobą susze, powodzie, kataklizmy.

I mogłoby się wydawać, że przerażające wizje bliskiej przyszłości wywołają w nas wstrząs, a co za tym idzie zmiany w globalnej polityce, które doprowadzą do powstrzymania efektu cieplarnianego.

Tymczasem zachowujemy się wręcz przeciwnie.

Skoro jest tak tragicznie i być może za późno, to nie ma sensu nic robić.

Możemy tkwić w marazmie ekologicznym i zmierzać w stronę przepaści. Według badań psychologów i socjologów ludzie rozumieją skalę problemu.

Ale jego rozwiązanie jest tak trudne, że robimy, co możemy, żeby nic nie wyrwało nas z klimatycznego denializmu.

Powiedzmy sobie szczerze: wkład jednej osoby w walkę z ociepleniem jest niedostrzegalny.

Bo co z tego, że ograniczę zużycie wody, skoro 70% wody w Polsce zużywa się do chłodzenia elektrowni?!

Nie jesteśmy w stanie zmienić całego świata, jesteśmy w stanie zmienić tylko jednostki.

Ale jeśli się postaramy, to jednostki przerodzą się w masę, która będzie już miała bezpośredni wpływ na naszą rzeczywistość.

Nigdy w historii ludzkości nie zmieniło jej nic innego niż pojedynczy człowiek, za którym poszli inni.

Plastikowy zawrót głowy

Od lat 50-tych, kiedy skomercjalizowano plastik jako materiał codziennego użytku, wyprodukowano go ponad 8,3 miliarda ton.

Tylko 9% z tego zostało poddane recyklingowi. 12% wyprodukowanego plastiku zostało spalone powodując ogromne zanieczyszczenie powietrza, a 79% zgromadziło się na wysypiskach śmieci, w rzekach i oceanach.

Krótko mówiąc, prawie cały plastik, który kiedykolwiek został stworzony, jest nadal z nami.

Jeśli nie podejmiemy teraz zdecydowanych działań to do roku 2050, w oceanach będzie więcej kawałków plastiku, niż ryb.

Tymczasem z roku, na rok produkujemy go coraz więcej – w tym roku powstanie go ok. 350 milionów ton.

Każdy z nas może sprawić, że ta produkcja się zmniejszy. Wystarczy tylko chcieć!

Mówi się, że rok 2020 upłynie pod znakiem walki z plastikiem.

Będziemy ograniczać jego zużycie i walczyć z zanieczyszczeniem środowiska, które już spowodował.

Pod wpływem wyemitowanej serii „Blue Planet” przez BBC, kwestia zalegającego w morzach i oceanach plastiku zainteresowała się nawet królowa Elżbieta II, która zażądała, żeby do minimum ograniczyć zużycie plastiku w pałacu Buckinham i na zamku w Windsorze.

BBC zobowiązał się, że do roku 2020 jego stacja będzie całkowicie wolna od plastiku jednorazowego użytku, podobne obostrzenia w całej Wielkiej Brytanii zapowiedziała już premier Theresa May.

Zdrowych i przyjaznych planecie zamienników plastiku i innych biodegradowalnych produktów jest coraz więcej. Jednorazowe waciki do twarzy wymienić już można na bawełniane, wielokrotnego użytku.

Zamiast płynu do kąpieli kupujemy mydło w kostce. Warto nadmienić, że polskie marki sprzedają je na dodatek bez opakowania, w samym papierze, co dodatkowo sprzyja środowisku.

Myśl globalnie, działaj lokalnie

Kupujmy lokalnie, bo globalizacja produkcji i transportu towarów w dużym stopniu przyczynia się do zanieczyszczenia środowiska.

Soki i inne napoje kupujmy w szklanych butelkach.

Szkło jest niemal w stu procentach recyklingowalne i to bez straty wartości.

Od kilku lat mówi się, że plastikowe butelki na wodę zawierają toksyczne dioksyny, które przedostają się do wody, a następnie do organizmu.

Nie znamy jeszcze wszystkich tego skutków, ale już wiadomo, że to bardzo niezdrowe.

W Polsce w większości miast system wodociągów jest na tyle dobry, że można już pić wodę bezpośrednio z kranu.

Dlaczego więc upieramy się, żeby wydawać na nią pieniądze?

Łatwo jest okpić wojnę o plastikowe słomki, plogging, czy jogging połączony ze zbieraniem śmieci, czy chodzenie po mieście z własnym kubkiem po kawę z automatu.

Bo to aktywizm sytych i żyjących w dobrobycie, uspokajanie własnego sumienia, podbudowywanie własnego ego.

Bo niezależnie od tego, czy pijemy napój przez słomkę plastikową, czy słomę, i tak gdzieś w Wietnamie albo Kambodży miliony ton zanieczyszczeń płyną rzekami do oceanów.

To właśnie absurd uprzywilejowanych, bogatych społeczeństw: odmówię sobie słomki i od razu czuję się lepiej.

Ale badania psychologów pokazują, że jeśli ktoś poczuje się lepiej, kiedy odmówi sobie słomki albo wykorzysta powtórnie foliówkę po śniadaniu, to jest spora szansa, że pójdzie dalej w stronę eko.

Coraz większe małe kroki

Przez dziesięciolecia globalne ocieplenie, zanieczyszczenie środowiska, cierpienie zwierząt i wykorzystywanie pracowników z biednych krajów były może dla niektórych dobrym tematem do towarzyskich rozmów, ale mało kto traktował te kwestie priorytetowo.

Teraz, na naszych oczach, właśnie się to zmienia. William Nordhaus, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, już pół wieku temu alarmował, że mierzenie rozwoju społeczeństw tylko za pomocą wzrostu PKB to podcinanie gałęzi, na której siedzi nasza cywilizacja.

Nordhaus jest autorem Wskaźnika Ekonomicznego Dobrobytu, alternatywnej wobec PKB koncepcji, według której, mierząc rozwój, musimy pamiętać o jego kosztach, o wolnym czasie, który tracimy, pracując, zanieczyszczeniu środowiska, które generują fabryki.

Nordhaus od lat zaangażowany w walkę ze zmianami klimatu, nie wierzy w to, że dramatyczne apele odwołujące się do etyki mogą przekonać wielkie korporacje i rządy mocarstw do zmiany nastawienia.

„Jeśli chcesz, żeby firmy dbały o środowisko, musisz sprawić, że będzie im się to opłacało” – tłumaczy, a w swoich koncepcjach zrównoważonego rozwoju proponuje nałożenie wysokich podatków za każdy gram dwutlenku węgla wyemitowanego do atmosfery.

Branża modowa jednym z większych trucicieli środowiska

W takim systemie marka odzieżowa będzie musiała pomniejszyć swój roczny zysk o koszty związane z zanieczyszczeniem środowiska przez fabryki w Bangladeszu, które produkują ich odzież, oraz zapłacić podatek za niskie standardy zatrudnienia, jakie proponują swoim szwaczkom.

Koncepcja zrównoważonego rozwoju zakłada, że możemy zaspokajać swoje potrzeby bez wykorzystywania społeczeństw biedniejszych państw i niszczenia środowiska.

To hasło stało się tak popularne, że dziś na sztandary wpisują je nawet największe i najbardziej chciwe korporacje. I nawet jeśli robią to ze strachu przed utratą dobrego wizerunku, która spowodowałaby odpływ klientów, liczy się efekt.

Branża modowa emituje do środowiska więcej gazów cieplarnianych, niż wszystkie loty międzynarodowe i żegluga morska łącznie.

W ciągu minionego roku na śmietniki Unii Europejskiej trafiła ponad połowa kupionych w tym czasie ubrań, a tylko 0,8% materiału używanego do ich produkcji wykorzystuje się ponownie.

Dla tych z nas, którzy nie chcą wspierać fast fashion, powstała nawet specjalna aplikacja na telefon: Not My Style.

Dzięki niej można sprawdzić dowolną markę odzieżową na świecie i przekonać się, czy tworzy swoje ubrania z szacunkiem dla środowiska i swoich pracowników.

Co możemy jeszcze zrobić?

Jesteśmy zagonieni, pochłania nas wysokoemisyjna rozrywka, za którą dużo płacimy, więc musimy na nią zarabiać.

To bez sensu, bo wszystkie dane psychologów pokazują, że poziom życia materialnego wpływa na poczucie szczęścia w znacznie mniejszym stopniu, niż więzi, relacje i działania, które dla nas samych i innych mają sens.

Harowanie po kilkanaście godzin w korporacji po to, żeby dyrektor generalny zarobił jeszcze więcej, mało dla kogo ma sens.

Dlatego coraz częściej dobrobyt definiuje się dostępem do czasu wolnego wysokiej jakości. Czasy dojrzały do zmiany.

Jesteśmy w momencie, kiedy mamy okazję i wreszcie poważny pretekst, aby wybrnąć z tej konsumpcyjnej spirali.

A co na to młode pokolenia?

Najmłodsze pokolenie wyraźnie daje znać, że nie chce być częścią takiego świata.

Największą gwiazdą Szczytu Klimatycznego w Katowicach nie był Arnold Schwarzenegger ani były wiceprezydent USA Al Gore, tylko 15-letnia Szwedka, Greta Thunberg, która zasłynęła wprowadzeniem „piątków dla klimatu”.

Od pewnego czasu w piątki, zamiast do szkoły, chodziła przed siedzibę szwedzkiego rządu i protestowała przeciw niewystarczającym działaniom polityków na rzecz klimatu.

W Katowicach spotkał się z nią sam sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres i kilku innych światowych przywódców.

Zaśmiecanie oceanów plastikiem, a nawet destabilizację klimatu możemy jeszcze zatrzymać, to leży w zakresie naszej sprawczości.

Dlaczego nie mielibyśmy spróbować? Naukowcy nie mają wątpliwości, że w XXI wieku to największe wyzwanie dla ludzkości.